poniedziałek, 30 marca 2015

Niech żyje biurokracja!


Czy ja wspominałam, że mam pracę?
Dzisiaj się dowiedziałam, że to wcale nie jest takie pewne.
Dostałam bon stażowy, a żeby go mieć, trzeba najpierw mieć pracodawcę. Bez tego wniosek nie przejdzie.
Znalazłam pracodawcę, dostałam bon, a teraz mój szanowny pracodawca zastanawia się, czy podpisze mi papiery. Witki opadają. Idzie się załamać.
Dzwoni do mnie dziś rano pani, że mam przyjść na test, po którym się okaże, czy zostanę zatrudniona. A dziś miałam odbierać podpisane papiery, bo tak to wygląda. Wszystkie wątpliwości powinny być rozwiązane PRZED złożeniem wniosku. I w ten oto piękny sposób mogę zostać na lodzie.
Swoje dzisiaj wypłakałam. Nie mam chwilowo sił do ludzi zajmujących się podaniami. Od samego początku WIEDZIELI, ŻE BĘDĄ MUSIELI MNIE ZATRUDNIĆ. ZGODZILI SIĘ. A teraz problemy robią. ARGH.
I bądź tu człowieku mądry. Przysięgam, jak mnie wystawią do wiatru to im bombę jakąś spuszczę. Trzymajcie za mnie kciuki, bo może być ciężko...

niedziela, 29 marca 2015

Chciałabym, a boję się...


Słuchając niektórych moich znajomych dochodzę do wniosku, że urodziłam się nie w tej epoce, w której powinnam. Kilka dni temu spotkałam się z koleżanką i normalnie mi witki opadły.
Nie należę do osób, które się nad sobą użalają. Kiedyś taka byłam, ale doszłam do wniosku, że nic mądrego z tego nie będzie, wzięłam się za siebie i mam się całkiem dobrze. Parę rzeczy bym zmieniła, ale niekoniecznie na wszystko mam wpływ, a na to, na co mam, wkrótce się zmieni. W każdym razie do tego dążę.
Z moją koleżanką jest inaczej. Po każdym spotkaniu z nią mam ochotę rzucić się pod pociąg. Zawsze jest ta sama śpiewka. Mówienie mi, że jest beznadziejna. Że życie jest do dupy. A później mówienie, że mi zazdrości, bo mam szczęście. A jak jej mówię, żeby coś ze sobą zrobiła, to mi wmawia, że nie ma takiej opcji. Przecież ona robi doktorat, ale w sumie to nie bardzo jest jej potrzebny. Ma chłopaka, ale chciałaby, żeby jej się oświadczył, bo już tyle lat są ze sobą. Chciałaby pracę, ale nie wie, gdzie ma jej szukać.
Luuuuuuuuuuuudzie, dajcie mnie siekierę, bo muszę swoje wewnętrzne demony wybić. W jej mniemaniu siedzenie na pośladkach, zajadanie się czekoladą i czekanie na boskie zbawienie coś zmieni.
Jak słyszę, że mnie się udało, a jej się nie uda, to się we mnie krew gotuje. Ona uważa, że wszystko mi z nieba spadło, a tak wcale nie jest. Bywały dni, że wyłam w poduszkę, bo siedziałam długo na bezrobociu, ale wiedziałam, że praca sama nie przyjdzie, stawałam na głowie, żeby ją dostać i w końcu udało mi się. Nawet w zawodzie, z czego jestem dumna. Tylko, że do mnie nikt nie przyszedł z ofertą pracy, sama szukałam.
Przysługuje jej staż. Wiadomo, coś takiego ma określoną datę ważności. Ona nic z tym nie robi, tylko płacze mi w telefon, bo nikt się do niej nie odzywa. Jak pytam, czy gdzieś była, to mówi, że nie, bo i tak jej nikt nie będzie chciał. Jak to mówi mój przyszły teść, przez satelitę jej nie znajdą. Wątpię, żeby pracodawcy mieli zdolność profesora Xaviera z X-menów i raczej nie posiadają Cerebro wyłapującego potencjalnych pracowników. Trzeba ruszyć pupę. Mnie wiele osób zamknęło drzwi przed nosem, ale się nie poddałam. Za coś rachunki trzeba płacić. Chciałam mieszkać na swoim to się muszę utrzymać. Od rodziców ciągnąć kasy nie będę. Wystarczy, że uparli się, że za wesele nam zapłacą.
Zazdrości mi, że z chłopem mieszkam. Im nic na przeszkodzie nie stoi, żeby razem zamieszkali. Mało jest mieszkań do wynajęcia? Chociaż nie, wróć, za mieszkanie trzeba płacić. Ona nie miałaby z czego. I tu się koło zamyka.
Denerwuje mnie takie gadanie, że ja mam fajnie, a ona nie. Sporo musiałam przejść, żeby mieć pracę i zamieszkać z moim narzeczonym. I choć czasem bywa ciężko, jestem zadowolona z tego, jak wygląda moje życie. Tylko trzeba się zebrać w sobie i nie czekać aż wszystko z nieba spadnie. Chciałabym mieć młotek Thora. Może jak raz bym jej czymś takim w łeb przyłożyła to może by się w sobie zebrała, bo moja anielska cierpliwość do niej się już kończy.

sobota, 28 marca 2015

Wyszłam za mąż, zaraz wracam


Jakiś czas temu moja starsza o 11 lat siostra powiedziała mi, że przeraża ją to, że ja w wieku 24 lat mam więcej znajomych po rozwodzie, niż ona w wieku 35. Z przykrością muszę stwierdzić, że to prawda.
Wielu moich znajomych brało ślub, bo czas naglił. Dziecko było w drodze i nie wypadało, żeby wychowywało się w niepełnej rodzinie. Po kilku latach zaledwie parę takich małżeństw wytrwało. Większość rozchodziła się, bo:
  • Nie zdążyli się wyszaleć, a kiedy chcą nadrobić stracony czas, to druga połówka marudzi, że jest dziecko i w domu trzeba siedzieć.
  • Byli ze sobą zbyt krótko, by się dobrze poznać i dochodzili do wniosku, że to małżeństwo nie ma sensu.
  • On nie chciał z dzieckiem siedzieć, a ona miała dość.
  • Nie mieli zbyt wiele lat, kiedy się pobrali i w końcu codzienność ich przytłoczyła, a miało być tak fajnie.
  • Pojawiał się ktoś trzeci.
  • W małżeństwo wtrącali się teściowie i inne "życzliwe" osoby.
Oczywiście powodów jest więcej. Mogłabym do jutra wymieniać, a i tak pewnie bym nie skończyła. Mam znajomą, która poślubiła swojego męża zaledwie po pół roku znajomości. Dziś jest rozwódką. Dzieci na szczęście nie mieli. Kiedy zapytałam co się stało, odpowiedziała mi, że za szybko wyszła za mąż. Nie ona jedna mi tak powiedziała. Z przerażeniem widzę, jak znajomi zmieniają statusy związków z "w związku małżeńskim" na "rozwiedziony".
Wiem, że gdybym żyła w dawnych czasach to by mnie na stosie spalili, że już wiekowa jestem, a jeszcze męża i dzieci nie mam, ale sporo się zmieniło. Kiedy znajomi mówią mi, że biorą ślub, bo im rodzice każą, pukam się w czoło. Małżeństwo to powinna być decyzja narzeczonych, nie testu ciążowego, czy rodziców chcących już, teraz, zaraz chwalić się zdjęciami ze ślubu dzieci. Powinno być też PRZEMYŚLANĄ decyzją.
W przyszłym roku wychodzę za mąż. Z narzeczonym jestem od ponad 4 lat. Mieszkamy razem. Miewamy wzloty i upadki, ale na szczęście oboje pielęgnujemy ten związek i mam nadzieję, że kiedyś będziemy mogli powiedzieć o sobie to samo, co ci ludzie na wklejonym powyżej obrazku. Byliśmy ponaglani, bo jak to tak żyć bez ślubu, ale postanowiliśmy zawrzeć związek małżeński, kiedy będziemy do tego gotowi. A że ludzie gadali. Oni zawsze znajdą jakiś powód do plotek. Tym akurat nie trzeba się przejmować.

środa, 25 marca 2015

Słowem przywitania

Na początku chcę zaznaczyć, że to, co będzie się tutaj pojawiało, nijak ma się z polityką, na której się najzwyczajniej w świecie nie znam. Miałam już kilka swoich miejsc na świecie, ale wiele spraw złożyło się na to, że musiałam je opuszczać. Mam nadzieję, że tutaj pozostanę na dłużej.
Kim jest Niepoprawna Politycznie?
Kobietą, lat 24 (do listopada). Narzeczoną (żoną od przyszłego roku). Pracownicą jednego ze śląskich wydawnictw.
Stworzyłam to miejsce przede wszystkim dla siebie. Jeśli znajdą się jacyś czytelnicy, będzie mi bardzo miło.
O czym będę pisać? O tym, co mi gra w duszy. Co z tego wyjdzie? Tego chyba nie wiedzą nawet najstarsi górale.
Na dzisiaj to byłoby tyle.
Do usłyszenia następnym razem.